Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- W domu dziadka grał Vladimir Horovitz - mówi Konstanty Vilensky [WYWIAD]

Magdalena Jasińska
Konstanty Vilensky
Konstanty Vilensky Nadesłana
Rozmowa z Konstantym Vilenskym, pochodzącym z Ukrainy, a mieszkającym w Polsce pianistą wirtuozem, który niedawno gościł w Bydgoszczy podczas cyklu koncertów „Rzeka Muzyki”.

Potrafi Pan mieszać między muzyką klasyczną a jazzem...
Gram tak, jak czuję. Na początku poznałem klasykę, później jazz i w pewnym momencie wyszła naturalnie ta symbioza. Jak gram, nie myślę specjalnie, że teraz będę grał jazz.

Pięknie mówi Pan po polsku...
Tak musi być, w końcu tyle lat tu mieszkam. Po raz pierwszy przyjechałem tu w 1992 roku, a w 1995 dostałem propozycję pracy.
Trochę był Pan skazany na muzykę - rodzinnie...

Nie musiałem zastanawiać się, co będę robił w życiu. W domu stał fortepian, miałem trzy - cztery lata i już próbowałem grać. U dziadka w domu odbywały się koncerty - schodzili się poeci, kompozytorzy, aktorzy, naukowcy, nawet żołnierze.

Od kogo brał Pan wzorce?
W domu dziadka jeszcze przed moim urodzeniem grał Vladimir Horovitz, Henryk Neuhaus i wielu innych muzyków. Moja babcia znała całą literaturę operową, śpiewała nie tylko solowe arie z oper, ale i duety, tria czy kwartety.

Nigdy Pan nie miał kłopotu, jaki instrument wybrać?
Nie miałem możliwości rozważań, w domu był fortepian i to koncertowy, więc grałem na tym instrumencie. Dziadek był dyrektorem filharmonii w Kijowie i tradycją było zapraszanie do domu goszczących muzyków.

Czy miłość do muzyki improwizowanej przeważa u Pana nad klasyką?
Nie powiedziałbym - to idzie równolegle. Jako muzyk klasyczny staram się po swojemu interpretować, żeby móc coś powiedzieć od siebie. Kiedy improwizuję, zmieniam rytm, nuty czy harmonię i też opowiadam po swojemu. Jazz zaczął mnie zachwycać już dawno. Moi przyjaciele zauważyli, że bardzo interesuje mnie harmonia jazzowa, kiedy grałem w chwilach wolnych za kulisami. Zaproponowali mi, żebym wykładał harmonię na nowo utworzonym wydziale jazzowym. Niektórzy próbowali mi udowodnić, że skoro mam klasyczne wykształcenie, to nigdy dobrze nie zagram jazzu. Sam uważałem inaczej. Trzeba dobrze znać podstawy muzyki - tylko wtedy można coś osiągnąć w jazzie. W pewnym momencie zorganizowaliśmy koncert w szkole, tam zagrałem wraz z triem dwa utworki. To były czasy, kiedy jazz był grany w zadymionych piwnicach, to był koniec lat 60. początek 70. Po tym występie jazzmani podchodzili i namawiali mnie do tego, bym grał taką muzykę. Przygotowaliśmy programy i zaczęliśmy występować. Wytwórnia Melodia nagrała naszą jazzową płytę podczas koncertu. I tak się zaczęło.

Nigdy nie miał Pan problemów z władzą grając jazz?
Oczywiście, miałem. Kiedy zaczynaliśmy grać koncerty, byłem już członkiem Związku Kompozytorów. Związek był bardzo aktywny, nawet mnie poproszono, abym zagrał koncert muzyki jazzowej. Problemem był repertuar, nie można było grać amerykańskich standardów jazzowych. Zastanawialiśmy się więc, jak to obejść. W pewnym momencie jeden z kompozytorów radzieckich polecił proste wyjście z sytuacji. Pisałem w programie, że to wariacje na tematy i tu zamiast pisać oryginalny tytuł standardu dawałem ich rosyjskie tłumaczenie. Już po 1985 roku, kiedy przyszła pierestrojka, można było grać legalnie standardy. Wtedy zaczęły powstawać kluby jazzowe.

Jak Pana ściągnięto do Polski?
- Zupełnie przypadkowo. W 1991 roku, zaraz po rozpadzie Związku Radzieckiego, pewna agencja artystyczna zaczęła współpracować z podobną na Ukrainie. Zaczęto mnie zapraszać do Polski, grałem w Kielcach i tak po malutku zapoznawałem ludzi i miejsca, w których można grać. Potem Teatr Żeromskiego zaproponował mi współpracę - akompaniowałem aktorkom w muzycznych spektaklach. I tak minęło parę lat i dostałem propozycję objęcia stanowiska kierownika artystycznego teatru. Najpierw był kontrakt na rok, potem był on przedłużany co roku. Ja wówczas nawiązałem kontakty z polskimi muzykami jazzowymi. Dojechały do mnie żona z córką.

Dobrze Panu w Polsce?
Czuję się człowiekiem świata. Jeżdżę po świecie, mówię po angielsku, francusku, w językach słowiańskich. Nawet przez to, że jeżdżę dość regularnie do Izraela, nie mając żadnych żydowskich korzeni, mówię trochę po hebrajsku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!